sobota, 10 kwietnia 2010

Zeszycik


''Pewien turysta zatrzymał się przypadkowo w pobliżu ładnej wsi, położonej pośród pól. Jego uwagę przyciągnął mały cmentarzyk: był otoczony drewnianym płotem. Pełno w nim było drzew, ptaków i cudownych kwiatów. Turysta zaczął powoli przechodzić pomiędzy grobami, jasnymi płytami, rozmieszczonymi nieregularnie wśród drzew. Zaczął odczytywać napisy. Pierwszy głosił: Jan Tareg, żył 8 lat, 2 tygodnie i 3 dni. Tak małe dziecko pochowano w tym miejscu... Mężczyzna odczytał napis na sąsiedniej płycie: Denis Kalib, żył 5 lat, 8 miesięcy, trzy tygodnie. Inne dziecko... Czytał kolejne napisy na innych płytach. Wszystkie zawierały podobne dane: nazwisko, dokładny wiek osoby zmarłej. Najdłużej żyło dziecko, które przekroczyło zaledwie 11 lat... Turystę opanował wielki smutek. Usiadł i zaczął płakać. Jakiś starzec, który właśnie tam przechodził, popatrzał w milczeniu na płaczącego, potem spytał, czy opłakuje kogoś z rodziny. ''Nie, nie ma tu żadnego krewnego'' powiedział turysta. ''Ale co się dzieje w tej wsi? Co strasznego się tu dzieje? Co za okropne przekleństwo ciąży na tych mieszkańcach, że umierają same dzieci?''. Staruszek uśmiechnął się i powiedział: ''Proszę się uspokoić. Nie chodzi tu o żadne przekleństwo. Po prostu tutaj jesteśmy wierni starodawnemu zwyczajowi. Gdy ktoś kończy 15 lat, rodzice dają młodemu człowiekowi mały zeszycik, taki jaki mam zawieszony na szyi. Zgodnie z tradycją, każdy z nas, gdy przeżywa coś bardzo intensywnie, otwiera zeszycik i notuje, jak długo trwało to silne i głębokie szczęście. Zakochał się... Jak długo trwało to wielkie uczucie? Tydzień? Dwa? Trzy i pół? A potem emocje związane z pierwszym pocałunkiem, jak długo trwały? Minutę pocałunku? Dwa dni? Tydzień? A ciąża i narodziny pierwszego dziecka? A ślub przyjaciół? Podróż najbardziej upragniona? A spotkanie z bratem powracającym z dalekiej krainy? Jak długo trwała radość tych wydarzeń? Godziny? Dni? W ten sposób notujemy w zeszyciku każdą chwilę szczęśliwą... każdy moment szczęścia. Gdy ktoś umiera, naszym zwyczajem otwieramy jego zeszycik, sumujemy chwile, w których odczuwał pełną i doskonałą satysfakcję, a ten wynik zapisujemy na jego grobie. Według nas, jest to jedyny prawdziwie przeżyty czas.''


A ile ja przeżyłam przez całe życie? Kilka lat, miesięcy, czy może tylko kilka minut? To opowiadanie mnie urzekło, a jednocześnie przeraża mnie.
Chyba muszę trochę pobyć sama.

3 komentarze:

  1. Pamiętam tą historyjkę jak była czytana kiedyś na modlitwach wieczornych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku - POPROSZĘ większe literki :)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kembridż! Nie narzekaj. Tylko dbaj o łoczy. Talku, kiedy nowa notka?

    OdpowiedzUsuń